Strona:PL Jerzy Żuławski - Poezje tom I.djvu/255

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
V.

Słońce zachodzi... Na deszczowej chmurze
jak łza ognista przez nieba szczeliny
błysło — i mglisty alpejski grzbiet siny
na chwilę w złoto ubrał się i w róże...

I tak w królewskiej wspaniałej purpurze
słońce spływało w szarych chmur głębiny, —
szczyty Alp bladły, cień wionął w kotliny:
słońce szło na dół — a chmury ku górze...

A na perłowem tle chmur i na łunie
krwawej pod niemi — ty, z schyloną głową,
z włosów na czarnej sukni grzywą płową

i ogniem w oczach dumnych —. Niech świat runie,
byle cię jedną chwilą mieć — kochankę!
Toast! — gdzie wino? — podajcie mi szklankę!