Strona:PL Jerzy Żuławski - Kuszenie szatana.djvu/060

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jednak, jakby zawstydzony, opuścił się znowu na krzesło i z tęsknym uśmiechem powtórzył:
— Gdzieś ze świata...
— Tak. Ojciec Przełożony pozwolił go wam oddać. Oto jest.
Mówiąc to, wyciągnął rękę z listem i otwartą kopertą.
Brat Bruno sięgnął poń i nie patrząc nawet położył obok siebie na oknie:
Gratias...
Przybyły braciszek miał ogromną ochotę rozpocząć pogawędkę. Rozejrzał się po celi, chrząknął i wydobył z rękawa wielką, brzozową tabakierkę.
— Pozwolicie? — zapytał, podając ją bratu Brunonowi.
Bruno odsunął ją lekko dłonią:
Gratias! nie zażywam...
— Nie zażywacie? hm! To czasem dobrze robi...
I jakby na dowód tego ogromny niuch tabaki wpakował do nosa.
— Tak, tak! to dobrze robi na oczy, — dodał i kichnął potężnie raz, drugi i trzeci.
— Piękną nam Pan Bóg dał pogodę, — rzekł następnie, zbliżając się do okna.