Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 284.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

z natury rzeczy przedewszystkiem pracował: najnędzniejsi, wydziedziczeni i ubodzy, coraz chętniej dawali posłuch złym podszeptom i czy to bojąc się stracić łaskę u możnych, w których obalenie nie wierzyli, czy też poprostu dobra swego nie rozumiejąc, w niczem nie chcieli Markowi pomagać.
Tedy gromadził jeno w pewnych godzinach szczupły zastęp swoich przyjaciół — i myśląc o ziarnie, które po jego odejściu na zasiew tutaj zostanie, prawił im długo o wszystkiem dobrem, wznosił i nauczał.
Ihezal nie brała udziału w owych zgromadzeniach. Zmieniona do niepoznania, unikała teraz Marka widocznie, albo znowu w szalonych jakichś napadach draźniła jego zmysły, aby nagle wymknąć mu się z szyderczym śmiechem na ustach. A Marek zaczął naprawdę pragnąć jej towarzystwa, i im ona dziwniejszą i dzikszą się stawała, tem bardziej on tęsknił za taką, jaką ją był poznał ongi w początku.
Nie chciał się głośno przyznać przed sobą, że ta dziewczyna to jeden z powodów, może najgłówniejszy, dla którego on trwa jeszcze na Księżycu, do odlotu swego się nie spiesząc...
Pewnego dnia po gwałtownej kłótni z Elemem, który czując już cały niemal lud za sobą, pozorną nawet uległość zaczął odrzucać, wyszedł na dach świątyni, aby odpocząć nieco i szerokiemu morzu się przypatrzyć. Niespodziewanie zastał tutaj Ihezal. Stała wsparta o balustradę i zadumana. Morze szumiało w dole rozgłośnie i głuszyło kroki nadchodzącego, czy też ona tak była w myślach jakichś zatopiona, że go niedosłyszała...
Dopiero gdy zbliżył się do niej na taką odległość, że mógł ręką wyciągniętą dotknąć jej ramienia, odwróciła się nagle i krzyknęła głośno z przerażenia, widząc go tuż za sobą.
Stała w narożniku i nie mogła ujść, koło Marka nie przechodząc, wcisnęła się tedy jeno głębiej i patrzyła na niego zalęknionym wzrokiem. Marek cofnął się o krok, otwierając jej wolne przejście.
— Ihezal, chcesz odejść...