Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 233.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dla gwiazdy znienawidzonej?« — myślał Marek, wstępując znów wyżej.
Po kilkunastu krokach trafił znów na szerszą niszę i znalazł w niej znowu rysunki podobne, jeno starsze bez porównania, tak że kształty ginęły prawie w szarzyźnie kamienia. I to była Ziemia niewątpliwie, ale jakaś inna niż ta, którą ludzie znają. Wewnątrz jednego z kół można było poznać coś podobnego do Europy, ale Morze Śródziemne było tu tylko wązkiem, zamkniętem jeziorem, a głęboka zatoka morska wrzynała się z północy aż po Góry Karpackie...
Dziwne uczucie ogarnęło Marka. Nie wątpił, że ma przed sobą mapę rodzimego globu swojego z owych zamierzchłych epok przedhistorycznych, kiedy może nawet ludzie jeszcze nie istnieli, a oczy szernów patrzyły już na gwiazdę, na niebie czarnem ponad pustynią wiszącą...
Jakaś groza go objęła; przyspieszył kroku, aby się wydostać z tych dusznych korytarzy na szczyt kopuły...
Gdy stanął na niewielkiej platformie u szczytu, noc była na Księżycu nieprzenikniona. Cień gruby legł pod gwiazdami na mieście, na kotlinie całej i na górach, kryjąc przed okiem nawet białość ich śniegów. Jeno w stronie południowej lekki srebrzysty obrzask ponad piłą zczerniałych szczytów się znaczył — a Zwycięzca poznał, że to blask dalekiej Ziemi, tam pod widnokręgiem ukrytej...
Wyciągnął ręce z tęsknotą ogromną — i pociechą mu była myśl, że jeszcze kilka długich dni księżycowych, a poleci w błyszczącym wozie swoim przez niebieskie przestworza tam, do domu, zostawiając ten straszny świat bez żalu za sobą.