Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 205.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Roda zżymał się zrazu, ale w końcu ustąpił, sam niezbyt snadź pewny skutku swego kazania.
— Ale to tylko dlatego, — mówił, — że nie mam zgoła pewności, czy żołnierze na straży postawieni są ludźmi dość rozumnymi, aby słowa moje mogli pojąć, bo gdyby nie to!...
Ostatecznie postanowiono użyć siły. Zbliżyć się w przyjazny sposób do straży i wedle możności zabrać jej broń, lub gdyby się to nie udało, na dany przez Matareta znak wymordować. Roda w zasadzie potępiał tę ostateczność i oświadczył stanowczo, że on sam zabijać nie będzie, ale przyznawał, że w danym razie może nie być innej drogi wyjścia. Zresztą cel Bractwa Prawdy jest tak wysoki, mówił, że można dla niego nawet nieco krwi poświęcić.
Trzeba było teraz przedewszystkiem wóz wyszukać na rozległej równinie.
Z opowiadań świadków wiedzieli, że spadł on był w pobliżu dawnych namiotów Braci Wyczekujących, które znajdowały się ongi u stóp wzgórz, oddzielających biegunową kotlinę od Wielkiej Pustyni. Oni przybyli ze strony przeciwnej, i aby się tam dostać, musieliby przejść środkiem rozległej i gładkiej płaszczyzny, narażając się na to, że obudzą przedwcześnie czujność strażników. Dla uniknięcia tego błędu postanowiono tedy wybrać drogę okólną, łańcuchami wzgórz, przedstawiającymi z powodu nierówności gruntu aż nadto dobrą zasłonę dla szczupłej garstki.
Droga była uciążliwa. Przedzierano się zwolna między omszałymi głazami, po ślizkich, wilgotnych zboczach, nigdy słońcem nie oświetlonych. Chłód zionął z każdej szczeliny, przejmując dreszczem znużonych wędrowników. A płaszczyzna przed nimi była ciągle gładka; oczy, szkłami nie uzbrojone, nie mogły wyśledzić niczego, coby wskazywało miejsce, gdzie upragniony wóz Zwycięzcy mógł się znajdować.
Po kilkudziesięciu godzinach nad wyraz przykrego przedzierania się po bezdrożach, przez głazy i zarośla jakichś niby