Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 192.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mu coś długo z uprzejmym i chytrym uśmiechem na ustach, wskazując kilkakroć ręką grupę stojących osobno rybaków, którzy przyszli tu byli z uwięzionym obecnie Chomą.
Mataret widział jeszcze, jak Jeret się żachnął i dłonią odepchnął arcykapłańskiego sługę od siebie, — a później znudziło mu się patrzeć na wszystko i wzniósł oczy na niebo, wyjątkowo dzisiaj o tej porze jeszcze pogodne.
Południowa burza opóźniała się. Słońce przechyliło się już z zenitu na zachód i sypało miałki żar na fasadę świątyni. Mataret przymknął oczy; w upalnej spiece dnia senność go ogarniała.
Majaczyły mu się właśnie jakieś przedziwne wejścia do pieczar kryształowych na tamtej stronie Księżyca, kiedy zbudziło go z półuśpienia lekkie dotknięcie na ramieniu. Jeret stał przed nim.
— Chciałeś mówić ze mną...
— Zmęczony jesteś, — rzekł Mataret, patrząc rozbudzonemi naraz oczyma w zczerniałą i wychudłą twarz jego.
— To nic, to nic, odpocznę...
Weszli w głąb świątyni i przysiedli w jednym z bocznych, przyciemnionych krużganków. Jeret złożył dłonie na głazie i wsparł na nich czoło.
— Zmęczony jestem rzeczywiście, — szepnął po chwili, nie wznosząc głowy.
Mataret patrzył na niego w milczeniu, mrugając nerwowo powiekami. Zdawało mu się, że czyta na tej ogorzałej i pobrużdżonej twarzy, z boku ponad złożonemi widnej rękoma, całą historję wyprawy: historję trudów niesłychanych i wysiłków, bojów, zwątpień i nadziei...
— Dlaczego ty właśnie przybyłeś? — zapytał wreszcie znienacka.
Jeret drgnął i spojrzał mu w oczy. Nieobecny w czasie, kiedy się zawiązało ostatecznie Bractwo Prawdy, nie miał pojęcia o jego istnieniu, wiedział jednak z dawniejsza, że Mataret,