Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 172.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ziomu opadał, otwierając wygodną drogę do wnętrza. Kotlina to była olbrzymia, w stosunku do otaczającego ją lądu nieco wgłębiona, a na niej z rzadka rozsiane kopce nie łączących się z sobą pagórków i stawów kilka cichych i zamarłych.
Noc długą, ale niezbyt już mroźną, przepędzono u wejścia owego, mając się na ciągłej baczności przed napadem szernów. Ale szernowie się nie zjawili. Więc z pierwszym brzaskiem dnia, zaledwie świt szary kontury gór począł na gwiaździstem jeszcze niebie rysować, pchnął Zwycięzca swoje szeregi we wnętrze kotliny.
Przeszli ją wszerz i wzdłuż, badając każdą wyniosłość gruntu, każdy załom nielicznych pagórków. Znaleziono jednak tylko osady opuszczone, jak tam — w kraju odkrytym, pola niedawno jeszcze uprawne i ślady pośpiesznej ucieczki... Szerna nie spotkano ani jednego.
Nie ulegało już teraz wątpliwości, że mieszkańcy schronili się w okolice niedostępne i tam gotują się do obrony. Spojrzenie Marka zwróciło się mimowoli na olbrzymi, turniami zjeżony pierścień, wprost naprzeciw owej bramy otwartej na południu się wznoszący. Kilkadziesiąt kilometrów dzieliło szczupły zastęp zdobywców od tej niezdobytej zaiste twierdzy, co lśniła przed nimi lodami szczytów w jasnym słońcu porannem.
Zwycięzca wzniósł rękę i wskazał zawieszoną pod niebem grań Jeretowi.
— Tam was powiodę.
Młodzieniec skłonił głowę na znak posłuszeństwa.
— Pójdziemy za tobą wszędzie, — rzekł.
Zaczęła się tedy mozolna wyprawa. Od północnej strony ściany, ponad lasami widoczne, wydały się Markowi tak niedostępnemi, że postanowił raczej ze stratą czasu pierścień okrążyć, szukając jakiej przełęczy, którąby łatwiej można dostać się do wnętrza. Ale im dalej się posuwano, tem silniej występowało u Marka wrażenie, że idzie razem ze swymi ludźmi wzdłuż muru okolnego twierdzy wprost niezdobytej. Obawiał się przy-