Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 114.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

waszej wagi jest miejsce... Czy zechcesz pan odbyć ze mną podróż na Ziemię i przekonać się naocznie, że jest zamieszkana?
Roda zatrzymał się, słuchając z uwagą słów Marka. Przebiegły uśmiech igrał mu około ust.
— Aha! słusznie. Chcesz mnie pan zabrać raczej ze sobą, aby tutaj po pańskiem odejściu nikt już nie osłabiał wiary w ziemską bajkę, aby tu zgasło zarzewie...
Przerwał i zamyślił się.
— Więc jak pan tutaj przybyłeś? — zapytał po chwili znagła.
Marek zakreślił szeroki ruch ręką.
— W pocisku... Możesz go pan zobaczyć w Kraju Biegunowym. Tkwi tam we własnym pancerzu...
— I możesz pan powrócić... tak samo?...
— Tak jest. Mogę powrócić. Dość wejść do wnętrza i zaśrubowawszy szczelnie otwór, nacisnąć guzik, rozbijając szybkę, która go zasłania...
— Guzik za szybką? — spytał Roda chciwie.
— Tak. Pocisk, wypchnięty wtedy powietrzem, które sam, spadając, w pancerzu zagęścił, powróci dokładnie na miejsce, skąd był wyrzucony, to jest na Ziemię...
Zwykły chytry uśmiech zjawił się znów na szerokich wargach Rody.
— Przypuśćmy, że nie na Ziemię, tylko do któregoś z otworów, stanowiących wejście do waszych miast podziemnych na tamtej stronie... Ale mniejsza o to... Chciałem... Mniejsza. Doskonale obmyślana komunikacja, doskonale! Zwłaszcza że w ten sposób powracający poseł nam drogi zdradzić nie może... Jeno...
Urwał nagle i nie słuchając już, co Marek mówił, wyszedł pośpiesznie ze świątyni.
Zwycięzca popatrzył za nim i machnął ręką pogardliwie. Po chwili jednakże niespodziewana chmura zasępiła mu czoło. Zrobił ruch, jakby chciał iść za wychodzącym: przyszło mu na