Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 112.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Twarz ściągnęła mu się namiętną nienawiścią, zęby zabłysły z pod rozchylonych kurczowo warg.
— Przeklęty niech będzie Stary Człowiek! przeklęty, ktokolwiek nas wywiódł tu na tę nędzę! Ale my się tam dostaniemy z powrotem! wcześniej czy później dostaniemy się!... Słabi jesteśmy, to prawda, ale nas jest więcej — z pewnością! Bo was przecie wielu w tych jaskiniach być nie może...
Marek położył mu rękę zwolna na ramieniu.
— Panie Roda, uspokój się pan — rzekł. — Proszę mi wierzyć, że to wszystko jest tylko tworem pańskiej wyobraźni... Tamta połowa Księżyca jest niezamieszkana. Ludzie żyją na Ziemi... A czy to nie było zbrodnią, tutaj ród ludzki przeszczepiać, to już rzecz inna... Stało się.
— Tak, tak, stało się! Ażeby to się zaś odstać nie mogło, żebyśmy nie powrócili do was, pan przychodzisz tutaj i opowiadasz nam odwieczną bajkę o Ziemi! Tak! tam na błękit patrzeć mamy, na gwiazdę daleką, byle tylko od Księżyca wzrok odwieść, byle tylko na nim nie szukać dobra nam należnego!
— A może, — ciągnął dalej, — może już i wam szernowie zaczęli się dawać we znaki? Odkryli może przejścia wasze tajemne, nachodzą was i gnębią? Co? czy tak? I pana tu wysłano, przypomniano sobie o nas, marnych potomkach wygnańca czy zbrodniarza jakiegoś, którego czcić nam każą kapłani, — i my teraz pod bohaterskiem pańskiem przewodnictwem mamy walczyć i szernów w ich kraju własnym na waszą korzyść pokonywać! Wszakże pan głosisz wyprawę!...
Dusił się prawie słowami, wyrzucając je zapamiętale z nienawiścią i gorzkiem szyderstwem w błyszczących oczach. Nadaremnie Marek usiłował mu przerwać. Zacietrzewiony mędrzec nie słuchał go wcale. Na wszystkie przedstawienia machał tylko rękoma, pewny, że zna prawdę istotną i niewątpliwą, którą wydrzeć mu usiłują.
Wreszcie Marek zniecierpliwił się.