Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 111.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Marek wzruszył ramionami.
— Zaczynam przypuszczać naprawdę, że nigdy na Ziemi nie byłem!
— Jeśliś pan dotychczas wierzył, że tam byłeś, to jesteś pan obłąkany, — odparł Roda. — Nie przypuszczam tego jednakże, — dodał po chwili, — zbyt pan jesteś rozumny... To myśmy tylko mieli uwierzyć!
Zeskoczył ze stołu i chodząc wielkimi krokami, począł mówić szybko i płynnie, jakby powtarzał rzecz, wielokrotnie już wygłaszaną.
— Na bezpowietrznej półkuli Księżyca był niegdyś kraj bujny i obfity... Tam w blasku gwiazdy Ziemi mieszkali Ludzie, na łąkach zielonych, pod szczytami śniegiem ubielonymi nad brzegiem błękitnych, falujących mórz... A tutaj, tu, gdzie Ziemi nie widać i cień jest w nocy nieprzenikniony, żyli tylko szernowie, nie śmiejący się nawet zapuszczać w okolice tamtej półkuli — w kraj przez Ludzi zajęty... Ludzie tam byli potężni, a straszni — a szczęśliwi. Z czasem jednakże dobroczynna gwiazda Ziemia z niewytłumaczonego powodu przestała kraj ten nocami ogrzewać, powietrze uciekło, wyschły morza... A wtedy Ludzie...
Urwał i wpatrzył się bystro w Marka przenikliwemi źrenicami.
— Wtedy? — podchwycił Marek.
— Znam waszą tajemnicę, — rzekł Roda po chwili milczenia. — Spojrzyj pan jeno na mapę, ona was zdradziła! Tamta, ku Ziemi zwrócona strona Księżyca pełna jest szczelin, jam i czeluści. To wejścia do waszego kraju, do państwa waszego, któreście sobie pod powierzchnią pustego gruntu założyli! Tam — w jaskiniach sztucznie oświetlonych żyjecie sobie do dziś dnia szczęśliwi, w dobrobycie i zbytku... Macie miasta podziemne, łąki i podziemne morza... Strzeżecie zazdrośnie swego istnienia w obawie szernów, a może i nas wydziedziczonych!