Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 097.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Elem postąpił krokiem bliżej. Głos zadrżał mu tajonem wzburzeniem, nieledwie groźbą, gdy mówił:
— Panie, jam cię pierwszy powitał, jam cię tu przywiódł, ja obiecanym Zwycięzcą na globie naszym ogłosił, a teraz...
— A teraz wynoś mi się stąd, pókiś cały! — krzyknął Marek, uderzając nogą o posadzkę, aż się mury świątyni zatrzęsły. — Jam tu jest panem dzisiaj nie przez ciebie, ale przez to, żem tak chciał! Czy zrozumiałeś?!
Elem przestraszony zgiął się w pokorze, lecz w oczach spuszczonych tliła mu się złość jadowita.
— Błogosławiona niech będzie wola twoja, panie, — rzekł, — my jeno sługami twymi jesteśmy... A jeślim ci się nie w porę przypomnieć ośmielił, to dlatego tylko, że rozkazów twoich łaknie lud, za pasterza i władcę swego cię mający...
Marek się uśmiechnął.
— Nie gniewaj się, arcykapłanie, — rzekł, z naciskiem tytuł wymawiając, — ale teraz naprawdę przyszedłeś nie w porę. Wolałbym zobaczyć kucharza, któryby mnie nakarmił, bo głodny jestem djabelnie... Z wami później pomówię...
Elem odwrócił się w milczeniu i schodził po stopniach posępny, ważąc snadź w myśli jakieś plany, czy zamiary...