Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Elemowi zapłonęły oczy.
— Jaką mu śmierć przeznaczasz, panie? — pytał natarczywie, kręcąc się około kolan Markowych. — Możnaby go upiec na rożnie albo, co lepsza, rybom dać zjeść... Ty nie wiesz, panie, jak się to robi? Drze się na nogach mięso na strzępy, aby ryby przywabić, a potem chowa się po pas w wodę...
— Precz! — syknął Marek przez zęby, a potem rozejrzał się wkoło.
— Kto go ujął? — zapytał.
Zaległo głuche milczenie. Ludzie oglądali się jedni na drugich; ci, którzy później przyszli, wskazywali wcześniej przybyłych, aż wreszcie wszystkie oczy zwróciły się na wtuloną w kąt platformy dziewczynę.
— Kto go ujął? — powtórzył Marek.
— Ja.
Wyszła z ciżby i stanęła przed nim. Tak, jak zdarła była ubranie z siebie, aby szerna niem spowić, stała teraz naga do pasa; od białych bioder tylko spływała jej do stóp lśniąca i fałdzista fijoletowa szata... Marek spojrzał na nią, a ją nagle krwawy oblał rumieniec. Mimowolnym ruchem ściągnęła na pierś rozsypane po barkach włosy, jakby ukryć się w nich pragnąc...
— Ty? — szepnął ze zdumieniem — ty?!
— Wnuczka Malahudy! — szemrano poznawszy ją w tłumie. — Arcykapłana starego ostatnia latorośl!
Ona stała tymczasem, patrząc w oczy Zwycięzcy, ze skrępowanym szernem u nóg prawie — i czuła, że pod jego wzrokiem wszystkie siły ją opuszczają. Krew ze zbielałych warg uciekła jej gdzieś do piersi i drgała ckliwymi ciarkami w tętnicach; nogi nagle zesłabłe już się uginały... Wysiliła jeszcze wszystką wolę, aby nie upaść...
Naraz uczuła, że ktoś ją obejmuje ramieniem.