Strona:PL Jerzy Żuławski-Zwycięzca 066.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaną religję dawną, która nas dotychczas krzepiła i utrzymywała. Budujże ty teraz nową swoimi czynami. Bóg widzi, że inaczej nie mogę.
To mówiąc, sięgnął rękoma po ciężki kołpak arcykapłański, aby go zdjąć z siwej głowy...
Marek postąpił szybko naprzód i chwycił go za rękę.
— Nie! — zawołał, — pozostań nadal, czem byłeś, i rządź jak dotychczas! Z tego co mówiłeś widzę, że możemy być przyjaciółmi a nawet braćmi...
Malahuda uwolnił z lekka dłoń swą z uścisku markowego.
— Nie! przyjaciółmi ani braćmi być nie możemy. Z innych gwiazd jesteśmy — i za wiele o tem trzebaby mówić. Z porządku rzeczy mógłbyś albo ty być władzy mojej poddany, albo ja twym sługą. Pierwsze jest niemożliwe, drugiego nie chcę, dopóki nie dowiem się z czynów, ktoś jest. Od dziś-dnia niema już tego, co było — i ja jestem nie potrzebny.
Zdjął kołpak z głowy i rzucił go na bruk kamienny, rzucił laskę, pas i łańcuch kosztowny, aż wreszcie zdjął z ramion i płaszcz ze skóry szernów, uszyty ongi w roku zwycięstwa i chyląc się po raz pierwszy, rozesłał go pod nogi przybysza.
— Przez ten płaszcz, — rzekł, — ze skór wrogów naszych zdziałany a arcykapłańskie barki od wieków kryjący, droga twoja do świątyni. Pamiętaj, że zdeptać go musisz, aby wnijść. Zniszczyłeś religję, zniszcz wrogów naszych, jeśli chcesz, abyśmy cię kiedyś błogosławili.
To powiedziawszy, ze wszystkich oznak dostojeństwa i władzy rozdziany, w jednej szacie tylko i z odkrytą głową siwą począł schodzić sam ze stopni, prosto w tłum, który teraz, nienawistnych przed chwilą okrzyków niepomny, z mimowolnym szacunkiem przed nim się rozstępował.
Marek milczał, stojąc bez ruchu, choć po odejściu Malahudy wzywały go coraz liczniejsze głosy ludu, aby wszedł do świątyni, — choć wzywał go Elem, który podjął był porzuconą