Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 284.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   276   —

Chciał postąpić, ale ona rękami objęła jego stopy. Włos jej złoty, nieprzepłacony, jasny włos w gwałtownym ruchu rozwiązany, posypał się przed nim na posadzkę, usta jej wonne przylgnęły do jego bosych nóg...
— Ty święty jesteś naprawdę! — wołała. — Zmiłuj się, zmiłuj nade mną, boży człowieku! Weź i mnie ze sobą! jak pies będę ci służyć! będę czynić, co zechcesz! Poświęć mnie, oczyść!
Wzruszył obojętnie ramionami.
— Kobiety nie mogą dostąpić łaski wiedzy.
— Dlaczego? dlaczego!
Nie odpowiedział na jej jęk. Tam, za oknami zahuczały jakieś strzały, tłum się zakotłował, zaryczał... Krwawa łuna uderzyła w szyby; Nyanatiloka objął ręką ramiona Jacka.
— Pójdź!
Jacek się nie opierał. Słyszał jeszcze za sobą, jak we śnie, krzyk Azy, wlokącej się za nimi po ziemi, słyszał słowa jej, któremi zaklinała cudotwórcę, aby jej nie odtrącał, grożąc, że nadeptana przezeń, wpadnie na dno zbrodni, występku, podłości...
Spojrzał na mistrza: zdawało mu się, że usta jego się poruszyły, jakby mówił:
— Cóż mnie to obchodzi? Wszak kobieta nie ma duszy...