Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 226.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   218   —

wybranym jeno jest dozwolony. Opowiadać o nim będą matki swym dzieciom, jakby starą baśń jaką wschodnią, że jest tam moc wszystka i wszystko piękno, światło, mądrość i życie, ale w nieprzebytych murach bramy są wysokie i nie giąć się trzeba, lecz raczej na miarę ich wzróść, aby wnijść do wnętrza.
O, miasto wyśnione, miasto ukochane!
Krótki, twardy śmiech Józwy wyrwał Grabca z zamyślenia. Odwrócił żywo głowę i spojrzał na towarzysza.
Stał on z pięściami wspartemi na jakimś starym, połamanym już i w zielsko wrosłym sarkofagu, z czołem jakby do uderzenia pochylonem, z namarszczonemi brwiami.
— Józwa, tyś się śmiał?
Przewódca rzucił w tył głową.
— A co? Śmiałem się.
Zakreślił ręką szerokie koło.
— Przecież to zabawna rzecz pomyśleć, że po tej burzy naszej będą tu tylko gruzy bez kształtu i kamienie, na których zielsko porośnie, i krzewy i potem las... Damy my radę o! damy tym gmachom, co wieki przetrwały, tym starym sklepieniom, połatanym sztucznie cementem, kolumnom tym, żelaznymi prętami związanym. O! będą się tu w proch sypały te kopuły, będzie trzęsienie ziemi, jakiego od stworzenia świata nikt pono jeszcze nie widział!
Rozśmiał się znowu drapieżnie, a potem zwracając się wprost do Grabca, dodał:
— Słuchajcie, Grabiec, wy coś kręcicie... Jak się ma naprawdę sprawa z ową maszyną Jacka!
Grabiec nie miał ochoty odpowiadać. Ostatnie blaski zachodzącego słońca, tak podobne do królewskiej aureoli, miasto otaczającej, zmieniły mu się w oczach nagle na pożar; zdawało mu się, że widzi wieczny Rzym, walący się w gruz bezpowrotnie — i dziką, od dawnych hord barbarzyńców stra-