Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 195.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   187   —

— Bo pani chce. Zaciekawia panią i pociąga to wszystko, co się stanie, co się stać może, właściwie rada pani wziąć udział w tej największej i ostatecznej może już walce, która zatarga trzewiami ludzkości.
Zaśmiała się.
— I to już wszystko? Gotów pan wmówić we mnie, że to ja właśnie proszę was o pozwolenie zrobienia wam przysługi największej!...
— To obojętne, jak się rzeczy brać będzie. Pani chce władać i wie pani, że jedynie w naszych szeregach i po naszej stronie jest miejsce dla królów.
Usiadła naprzeciw niego i wsparłszy łokcie na kolanach, brodę między dłonie rozłożone wsunęła.
— Czy pan nie pomyślał, że mogłabym... wynalazek Jacka... zużyć dla siebie samej?
Niepomyślałem tego i nie pomyślę. Zbyt dobrze sądzę o pani, abym miał przypuszczać, że pani miewa zamiary tak niepraktycznie zabawne. Sama niczego pani dokazać nie zdoła.
— Więc może z Jackiem na współkę?
Grabiec spojrzał na nią z mimowolnem zaniepokojeniem, lecz w tejże chwili uśmiechnął się.
— Niech pani spróbuje. Może on się zgodzi.
Lekkie szyderstwo brzmiało w jego głosie.
Wstała, dotknięta znowu i zbliżyła się o krok.
— Czy pan myśli, że nie mam już innego sposobu panowania nad światem i wami, jak tylko przez wyłudzenie od kogoś przepisu na środek wybuchowy?
Ogarnął ją chłodnem, badawczem spojrzeniem. Milczał przez jakiś czas, wodząc oczyma po jej twarzy, ramionach, biodrach, jakby ją oglądał i cenił.
— Tak — wyrzekł nareszcie — pani jest piękna i przeto pani się zdaje... Nie, pani droga! pani — jak dotąd — nie włada, ale służy ludziom swoją pięknością.
Żachnęła się gwałtownie. Przypomniało jej się, że to samo