Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 175.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   167   —

mu w uszy zwycięsko z gardzieli jakiegoś potężniejszego instrumentu dobywający się, jakby szyderstwo straszliwe, jego własny hymn o Izydzie. Poznał słowa Grabca dostojne a mocne i burzę swych dźwięków i Azy głos... zniekształcony, sponiewierany w blaszanej gardzieli...
W oczach mu pociemniało; wsparł się plecami o mur i począł patrzeć na dom z tak straszną nienawiścią, z takiem wrogiem zapamiętaniem, że aż wargi mu drżały ponad odsłoniętymi zębami i ręce zwijały się w pięście, mocno, coraz mocniej, do bólu... Przez myśl przelatywały mu jak błyskawica różne straszne a niewykonalne pomysły: wysadzić budę w powietrze, potrzaskać wszystkie przyrządy, Halsbandowi gardło poderznąć albo wsadziwszy mu w uszy dwie najgłośniej ryczące machiny, na śmierć go niemi zawrzeszczeć...
Naraz uczuł całą śmieszną bezsilność swoją i wtulił jakby zawstydzony głowę między wysokie ramiona. Brwi mu się ściągnęły, — patrzył teraz ponuro przed siebie jakimś tępym, zmartwiałym wzrokiem...
Trwał tak długo bez myśli prawie, gdy nagle poczuł, że ktoś mu kładzie dłoń na ramieniu. Odwrócił się. Obok niego stał Grabiec.
— Szukam pana od dawna... Pójdź pan ze mną.
Łacheć mimowoli posłuchał tego głosu rozkazującego i nie pytając nawet, dokąd go wiedzie, zapuścił się z Grabcem w sieć słabiej oświetlonych bocznych uliczek.
Szli przez długi czas w milczeniu. Minąwszy dzielnice rojne i gwarne, pełne sklepów błyszczących, przedostawali się właśnie ku ogromnym fabrykom na krańcach miasta, gdzie noc i dzień za czarnymi murami gorączkowa wrzała robota. Drogi tu byty i dziedzińce przeważnie nie brukowane, lecz tylko okruchem i żużlem węgla na pewną wysokość pokryte; miejsce łagodnych świateł ze śródmieścia zajmowały nie osłonięte lampy łukowe, wyglądające na wysokich masztach, jak gwiazdy zawieszone na szubienicach. W jaskrawym, zimnym ich blasku cienie pa-