Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 171.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   163   —

sypałeś? Muszę odesłać... Ożenię się w najbliższych dniach, ale nie wiem jeszcze z kim.
Łacheć wybuchnął śmiechem.
— A, tak to co innego!
— Jakto co innego? — sapał zaczerwieniony z wysiłku emeryt. — Pomóż-że mi zbierać. Licho cię nadało, czy co! Przecież ja to muszę odesłać!
Muzyk zmieszał się nagle i onieśmielił... Potrącając krzesło, przypadł na kolana i począł zgarniać niezgrabnie fotografje rozsypane, bąkając jakieś wyrazy usprawiedliwienia wobec zrzędzącego wciąż staruszka. Wreszcie robota była ukończona. Usiedli znowu naprzeciw siebie i rozpoczęli dziwnie zajmującą rozmowę, podczas której każdy z nich myślał co innego niż mówił. Panu Benedyktowi świdrowało wciąż w głowie, po kiego licha siostrzeniec nawiedził go o tej porze mało właściwej, a Łacheć, opowiadając jakąś wymyśloną historję, grał w myśli ze sobą w cetno i licho: pożyczy, czy nie pożyczy?
W końcu nie mógł już wytrzymać. Przerwał zdanie w połowie i zagadnął niespodziewanie:
— Wuju, jestem w nędzy. Pomocy mi trzeba...
Pan Benedykt zamilkł. Przez pewien czas przypatrywał się gościowi, ruszając brwiami białemi i głową kiwając poważnie, aż się tamtemu to nareszcie znudziło.
Zagadnął po raz drugi:
— Czy nie mógłby mi wuj... dopomóc?
I teraz pan Benedykt nie odrazu odpowiedział. Powstał naprzód, przeszedł się po pokoju i chrząknął parę razy.
— Mój drogi, — zaczął, — powinienbym ci właściwie robić wyrzuty, że jesteś lekkomyślny... Istotnie w Aszuan nie trzeba było grać, lecz grosz zarobiony tak niespodziewanie schować dobrze...
Łacheć powstał, ażeby odejść. Pan Benedykt dostrzegł jego zamiar i ujął go kordjalnie za ramię. Uśmiechnął się nawet dobrotliwie.