Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 168.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   160   —

Niewiadomo dlaczego zdało mu się, że jej to straszną przykrość sprawi.
Zatarł ręce zadowolony. Wyboru wprawdzie jeszcze nie zrobił, ale to była już rzecz najmniejsza. Tyle jest dziewcząt młodych i biednych, do ciężkiej pracy albo do występów gdzieś na małej scence zmuszonych, które będą szczęśliwe, gdy bogaty emeryt raczy im miejsce u boku swego ofiarować...
Zabrał się zaraz do dzieła, to znaczy postanowił Azę zawiadomić o swojem postanowieniu...
Zapytał w centralnem biurze adresowem o miejsce jej pobytu i kupił melancholijną, liljową ćwiartkę listowego papieru. Przyszło mu na myśl, że razem z listem należałoby Azie zwrócić jej fotografje. Nie był tylko pewien, czy wraz z nielicznemi, które z rąk jej własnych różnymi czasy otrzymał, ma jej też odesłać to mnóstwo, skupowane po sklepach, którem stroił dumnie ściany swego gabinetu i szuflady biurka zapełniał?
Po głębszym namyśle dla większego wrażenia postanowił przesłać jej wszystko razem.
Skrzynka była już przygotowana i właśnie żegnał się z fotografiami, układając w myśli zwroty listu, jaki miał napisać, gdy gość mu się oznajmił.
Pan Benedykt zaklął zcicha ale nie mniej przeto siarczyście. Nie miał sposobu ukryć rozrzuconych portretów. Składanie ich do szuflad zbyt wieleby czasu zajęło, a nie chciał ich oddać na pastwę oczom przybysza... Kręcił się tedy przez chwilę niezaradnie, aż nagle pomysł gienjalny strzelił mu do głowy: zdjął pokrowiec wzorzysty z obok stojącej sofy i przykrył nim całe biurko wraz z fotografjami. Poczem poszedł ku drzwiom i otworzył, naciskając równocześnie guzik, wprawiający w ruch windę elektryczną.
Za chwil parę w drzwiach przedpokoju stanął Łacheć.
— Ach, to ty...
— Tak, to ja.
Uśmiechnęli się obaj kwaśno.