Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 118.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   110   —

którem tęsknił. Los się doń uśmiechnął i złoto przemiótł przez jego kieszenie na tak krótką chwilę, że nawet dotknięciem jego nie miał się czasu ucieszyć — i poniósł dalej jak wiatr suche liście.
Tylko dlatego, aby on miał teraz to uczucie straty.
A dalej?
Trzeba zacząć znowu resztkami ostrożną, mozolną, nędzną grę, albo wyrzec się jej i wydawszy te ostatnie grosze z łaski śpiewaczki mu spadłe, wrócić do Halsbanda, do gramofonów, do wystawania w przedpokojach dyrektorów teatru, do pracy zarobkowej, niszczącej wszystko, co tam w głębi duszy się rodzi.
Uczuł, że ani na jedno, ani na drugie sił już nie ma; miał ochotę płakać jak dziecko.
Naraz — dziwna jakaś obojętność.
— Wszystko jedno — szepnął, uśmiechając się z uczuciem ulgi niespodziewanej, — przecież to taka drobnostka, co jutro będzie! A dzisiaj... mogę się jeszcze napić flaszkę szampana! Starczy.
Wszedł do bufetu i rzuciwszy się na okrągłą kanapkę w kącie stojącą, kazał sobie podać wino.
— Pół flaszki? — bąknął dostojny kelner, z ledwo dostrzegalnym odcieniem impertynencji, obrzucając szybkiem i do oceniania gości nawykłem spojrzeniem postać Łachcia niepokaźną.
— Całą. Extra dry.
— Służę panu.
Łacheć rozrzucił długie ręce po oparciu kanapy, nogę na nogę założył. Ogarnęło go uczucie słodkie boskiej beztroski człowieka, który właściwie nie ma nic do stracenia. Uśmiechnął się do siebie, myśląc o grze swojej i o przegranej, uśmiechał się jeszcze na myśl, że nędzarzem jest właściwie, a rzuca tutaj złoto i pije szampana, gdy mu się tak podoba.
Nalał sobie szklankę po brzegi z przyniesionej flaszki i nie wznosząc głowy na oparcie w tył odrzuconej, zbliżył do ust. Poczuł na wargach smak mikroskopijnych kropelek pryskają-