Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 089.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   81   —

— To wcale nie jest odpowiedź, to wykręt! Przecież pan sam jesteś literat. Jakże więc można...
— Nie, panie. To, że sam przypadkowo piszę, nie kwalifikuje mnie bynajmniej do wydawania sądów — zwłaszcza takich, któreby panu mogły się na coś przydać. Raczej przeciwnie... Od gadania, od sądzenia, od nicowania bez celu i końca tego, co zostało stworzone lub choćby tylko napisane wy jesteście: redaktorowie wielkich dzienników, krytycy, przeżuwacze, historycy literatury i sztuki. Ja nie znam nawet tytułów dzieł, o których pan możesz rozprawiać godzinami.
— Zbytnia skromność — uśmiechnął się Halsband zjadliwie. — Wiadomo powszechnie, że pan jesteś erudyt. Ale pan się myli, sądząc, że ja potrzebuję pańskiego zdania. Jeśli pytam, to tylko dlatego, że mnie to zaciekawia, w jaką syntezę skupiają się pewne fakty w soczewce pańskiej indywidualności... Pan sam mnie zaciekawia — dodał z odcieniem pewnej łaskawości w głosie.
Grabiec nie słuchał. Zastanowiło go coś istotnie na placu przed kawiarnią, bo jął patrzeć pilno przez otwarte okno w stronę, gdzie przy stoliku siedział samotnie jakiś dziwny nad wyraz człowiek. Nie był on garbaty, a robił wrażenie ułomnego z powodu długich rąk i głowy olbrzymiej, głęboko wciśniętej w ramionach. Ubrany był starannie ale nieumiejętnie; włosy jeżyły mu się niesfornie we wszystkich kierunkach na czaszce, z której zdjął był właśnie kapelusz. Postać cała byłaby śmieszna, gdyby nie oczy ogromne, otchłanne i tak niepojęcie przykuwające, że spojrzawszy na nie, zapominało się o reszcie niemal potwornego ciała.
— Kto to jest? — zapytał Grabiec żywo, przerywając potok słów swemu towarzyszowi, — czy pan nie wie przypadkiem?
Halsband spojrzał niechętnie we wskazanym kierunku.
— Jakto, pan go nie zna? To Łacheć.
— Łacheć?!
— Tak jest, ten sam, co zrobił muzykę do pańskiego