Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 083.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   75   —

Zdumiał się, zobaczywszy klatkę z zamkniętymi w niej ludźmi i małpą.
— Co to jest? — zapytał.
Hafid zrobił tajemniczą minę.
— O, panie! To są... to są takie istoty...
— Jakie istoty?
— Bardzo rzadkie.
— Skąd to masz?
— O, panie! Gdybym ci zaczął opowiadać trudy, z jakiemi walczyć musiałem dla zdobycia tych dwuch niby-ludzi, trawa by porosła świeża wokoło nas, a mybyśmy się jeszcze z miejsca nie ruszyli, ty słuchając, ja mówiąc ciągle!
— Więc mów krótko: gdzie to żyje?
— O, panie! W sercu Sahary, w piaskach, po których Samum się jeno przechadza, jest oaza pewna, ludzkiem okiem dotąd nie wykryta! Ja i dromedar mój wierny byliśmy pierwszymi, którzy tam...
— Nie łżyj. Gdzie tych karlików znalazłeś?
— Panie, kup ich ode mnie.
— Czyś ty oszalał?
— Oni są naprawdę bardzo pocieszni. Mnóstwo sztuk umieją, tylko teraz zmęczeni są trochę, więc ich nie chcą pokazywać. Ten z dużemi włosami wywija koziołki na huśtawkach, a tamten łysy udaje, że umie czytać, naśladując zupełnie człowieka! Aż się małpa śmieje, z którą są w wielkiej przyjaźni...
Panu Benedyktowi zaświtała jakaś myśl w głowie.
— Czy myślisz, że wyuczyliby się oni służby w pokoju?
— O, doskonale! U mnie w domu zamiatają izbę i babce mojej czyszczą buty, która wprawdzie boso chodzi, ale tylko przez upór, bo ja jej niczego nie żałuję. Stara jest...
— Nie pleć!
— O, panie! Będę milczał, jak grób, jeśli ci się to spodoba.
— Do stołu usługiwać by umieli?