Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 077.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   69   —

Jacek patrzył nań zdumiony.
— Skąd ty znasz naszych poetów?
Pustelnik milczał przez pewien czas.
— Nie zawsze byłem »bikhu« jak teraz — rzekł wreszcie z pewnem wahaniem.
— Ty nie jesteś Hindusem z krwi?
— Nie.
— A imię twoje?
— Przyjąłem je później, Nyanatiloka, Trójświatowiedny, gdym poznał tajemnicę trzech światów: materji, form i ducha...
Zamilkł — i Jacek nie pytał już nic, widząc, że pustelnik niechętnie odpowiada. Usiadł był znowu na trawie pod pniem palmowym i patrzył po toni, kędy w oddali błyskały nikłe światełka łodzi i jarzyła się między olbrzymiemi pilonami brama świątyni, zdala do czeluści gorejącego pieca podobna...
Naraz — jakby się ocknął z zadumania, wzniósł głowę i spojrzał bystro w oczy Trójświatowiednemu.
— Dlaczego ty mnie szukasz? — zagadnął znienacka.
Bikhu zwrócił nań zwolna jasne, szeroko rozwarte oczy.
— Żal mi cię — rzekł. — Czysty jesteś a z trzęsawiska materji wyzwolić się nie możesz, choć wiesz już sam, że jest ona złudzeniem i mniej nawet niż wyrazem tylko.
— Cóż mi ty pomożesz... — szepnął Jacek, głowę spuszczając.
— Czyham na chwilę, kiedy zapragniesz iść ze mną w puszczę...
Jacek miał coś odpowiedzieć, ale w tej chwili zajął go ruch na wodzie i zdala dochodzące głosy. Zaroiły się światełka i zakotłowały przed bramą starej świątyni i powoli układały się w długi łańcuch, ciągnący ku brzegowi — do miasta.
Okrzyki biły w cichem nocnem powietrzu, nawoływanie przewoźników i śmiechy jakieś kobiece, toczące się jak perły po szklanej tafli sztucznego jeziora.
Przedstawienie snadź było skończone.