Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 071.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   63   —

koszy jego uścisku, i o unicestwiającem, płomiennem oddaniu... Prysnął czar wielki, który przed chwilą trzymał jeszcze ludzi w kole zaklętem. Dusze — nawpół z ciał wychylone, ukryły się raźno, jak biedne zwierzątka leśne w dziuplach drzew: nie umiano już tego słuchać inaczej, jak lubieżnemi nerwami, wystygłą krew podniecającymi. Oczy powlekały się mgłą, usta obleśny uśmiech wykrzywiał, przez gardła pożądliwe szło łaskotanie...
Teraz ten tłum zaś był panem, — ona kupioną jego niewolnicą, co za pieniądze ramiona i łono obnaża i pod pozorem sztuki pozwala się kochać myślom lepkim i obrzydłym i pod pozorem sztuki tajemnice wzruszeń swych na widok rzuca publiczny...
Jacek mimowoli wzniósł oczy na twarz bogini: niezmącona była, jak zawsze, dziwnie uśmiechnięta, oczekująca...
Naraz — chwila jedna ciszy głębokiej, i świątynia cała zatrzęsła się od grzmotu oklasków, ze wszech stron się zrywających, jak nawałnica. Woda pod rozchwianemi łodziami pluskać jęła i falować.
Aza skończyła śpiew i oparła się wyczerpana o kolana posągu Izydy. Dwie służące płaszcz na nią zarzuciły biały, a ona nie cofała się jeszcze, dziękując oczyma i usty za oklaski obłędne, szalone, które ciągle, bez przerwy wznawiając się, biły. Ludzie krzyczeli jej imię bez końca, rzucając kwiaty pod jej nogi, tak że wkrótce stała, jak gdyby w pływającym ogrodzie — władna, tryumfująca. Nad nią wznosiła się ciągle ręka bogini, giestem tajemnym próżno ciszę nakazująca...
W pewnej chwili Aza jakby przypomniała sobie o czemś, poczęła szukać wśród tłumu oczyma — i nagle spojrzenie jej skrzyżowało się ze wzrokiem Jacka. Uśmiech zaigrał jej na ustach przelotny; zwróciła oczy w inną stronę. Jacek widział, jak zbliżył się ku niej znany mu pan Benedykt, włóczący się za nią wszędzie po świecie. Mówiła coś doń, a potem rozmawiała jeszcze z innymi, co się wokół cisnęli — uśmiechnięta,