Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 063.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   55   —

— Aha! Tak ich pewno wołali w cyrku, skąd snadź uciekli. To jakieś bardzo uczone małpy — zauważył Hafid.
I licząc naprzód na wielką ilość pieniędzy, jakie za pokazywanie ich zbierze, kazał sobie podać pełną flaszkę wódki. Uczuł też szczodrość w zacnem sercu i zawołał do osobnej izby kilku przyjaciół, aby ich poczęstować i na początek zadarmo pokazać krasnoludków, których Selma tymczasem był przywiódł.
Uprzątnięto stół i postawiono ich na środku. Poganiacze wielbłądów, oślarze, przewoźnicy i drążkarze przyglądali im się z zajęciem, obracając rękoma na wszystkie strony i dotykając brudnemi palcami skóry na twarzy, czy podobna do człowieczej. Hafid jął się popisywać ich zmyślnością.
— Roda, Mataret — mówił, wskazując na nich palcami.
Przyświadczali skinieniem głowy żywo i z widocznem ukontentowaniem, że ich nareszcie zrozumiano. Więc różni różne im teraz zadawali pytania, nie otrzymując naturalnie żadnej, dającej się wyrozumieć odpowiedzi. Usiłowano poradzić sobie znakami i ruchami rąk, aby się dowiedzieć, skąd przybyli. Po niejakim czasie karzełki pojęły widocznie, o co pytającym chodzi, a jeden z nich, Roda, nachyliwszy się ku oknu, przez które właśnie księżyc do izby zaglądał, zaczął nań wskazywać uporczywie, mówiąc przytem jakieś niezrozumiałe wyrazy.
— Spadli z księżyca — rzucił w formie dowcipu Hafid. Odpowiedziano mu chórem śmiechu. Więc dla zabawy pokazywano teraz malcom księżyc i wskazywano ruchami rąk, że spadli z niego. I za każdym razem, gdy ci przyświadczali głowami, wybuchał wśród obecnych a nieco już pijanych śmiech nieposkromiony i długi.
Wreszcie ktoś podsunął łyskowi, który się wabił Mataret, szklankę z wódką. Ten spragniony widocznie, pociągnął nieopatrznie spory łyk i począł się ku ogólnej uciesze krztusić straszliwie. Wtedy drugi człowieczek zapłonął gniewem i wymyślał coś, tupiąc nogą w stół a wywijając rękoma. Było to