Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 052.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   44   —

— Ba, więc pocóż je pan masz?
— To moja rzecz. Bodaj aby móc po każdym występie zasypać panią kwiatami. Pracowałem ciężko przez połowę życia... Gdybym tak postępował, jak pani...
— Jak ja?!
— Naturalnie. Odwołała pani telegraficznie koncert wczorajszy i musi pani teraz zapłacić olbrzymią karę Towarzystwu...
— Tak mi się podoba!
— Ach, gdyby się to pani przynajmniej tak podobało! Ale spóźniła się pani droga tylko przez lekkomyślność; — przez nieuwagę opuściła pani ostatni pociąg, zasiedziawszy się na tem przyjęciu w klubie. A nie mówiłem!...
Śpiewaczka zerwała się nagle. Dziecięce jej oczy zapłonęły gniewem.
— Panie, ani słowa! ani słowa o tem nikomu! To zresztą jest nieprawda. Nie przyjechałam wczoraj, bo nie chciałam.
— Ależ paniusiu droga, pocóż ten gniew? — łagodził przerażony staruszek. — Ja doprawdy nie chciałem pani zrobić przykrości i nie myślałem...
Aza już się śmiała.
— Nic wielkiego. Och, jaką pan masz minę zakłopotaną!
— Panie Benedykcie, — rzuciła naraz niespodziewanie, — czy ładna jestem?
Stała przed nim wyprężona w lekkiej barwnej sukni domowej o szerokich rękawach, w klin pod szyję wyciętej. Głowę w jasnej włosów koronie odrzuciła w tył, dłonie na karku zaplotła, wysuwając białe łokcie krągłe z opadłych rękawów. Naprzód podane usta zadrgały jej wabiącym uśmiechem, co wzdyma wargi, bojąc się niby nazbyt ich rozchylić, by nie umknęły pocałunkowi...
— Ładna, ładna! — szeptał mężczyzna, patrząc na nią zachwyconemi oczyma.
— Czy bardzo ładna?
— Bardzo...