Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 045.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   37   —

łuną, gwiazdy rozbłysłe zaćmiewającą — aż wreszcie wypłynęła z niej kula jakaś ogromna, czerwona, świetlista.
Było to dziwne i niepojęte, jak wszystko, co ich w tym — najkrótszym w ich życiu dniu spotkało. Kula tymczasem, jak gdyby bania światłem napełniona, wznosiła się w górę, wydając się coraz mniejszą ale i coraz jaśniejszą zarazem. Cień pierzchał, — łagodny, srebrny obrzask lśnił się na piaskach i skałach, nadając pozór życia straszliwemu potworowi z kamienia.
— Co to za gwiazda może być?
Roda szukał długo w myśli, aż wreszcie potrząsnął głową przecząco.
— Nie znam tej gwiazdy — rzekł, patrząc na Księżyc, z którego właśnie przed kilku godzinami przybyli.
Ale Mataretowi przypomniał się nagle widok, jaki miał z okna wozu, pędząc w przestworzu, — a chociaż tamto zblizka widziane, większe było i mniej jasne, to jednak — pewne podobieństwo...
— Księżyc! — zawołał.
— Księżyc...
Patrzyli obaj ze straszną, żrącą tęsknotą w biednych sercach na tę płynącą spokojnie po niebie niepowrotnie straconą ojczyznę swoją.