Strona:PL Jerzy Żuławski-Stara Ziemia 020.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

zwyrodniałego na Księżycu ludzkiego plemienia czuł, jak z każdą chwilą własne członki coraz bardziej ciążyć mu zaczynają; poruszanie przedmiotów, które na Księżycu — sześć razy lżejsze — wznosił ręką bez natężenia, teraz przechodziło już zakres jego sił: zdawało się, że niewidzialne druty jakieś wiążą wszystko i spajają w jedną nierozerwalną masę, dążącą jeno fatalnością swej wagi ku straszliwej Ziemi. Jeszcze chwil kilka — a uginać się począł pod własnym ciężarem. Ręce obwisły mu bezwładnie, kolana drżały pod naporem ciała.
Osunął się na podłogę tuż obok okrągłego okna — i spojrzał w dół...
To co zobaczył, było tak straszne poprostu, że tylko niepokonana ociężałość powstrzymała go od rzucenia się w tył za pierwszym widokiem. Ziemia powiększała się teraz przed jego oczyma z niepojętą, nieprawdopodobną szybkością — a równocześnie miał wrażenie wiru, który go o zawrót głowy i mdłości przyprawiał.
Przed pociskiem, z nieznaczną względnie chyżością postępowym ruchem Księżyca z zachodu na wschód pchniętym, wirowała teraz blizka już powierzchnia ziemska w zawrotnym pędzie czterystu kilkudziesięciu metrów na sekundę, a w każdem mgnieniu oka, w miarę jak spadający pocisk się zbliżał, pęd ów potworny wzrastał pozornie, tak że za chwil parę to, co Mataret miał przed oczyma, nie było już zgoła podobne do żadnej rzeczy stałej, wydając się jeno burzą jakichś przelatujących pod nim zarysów.
Horyzont cały wypełniała ta oszalała tarcza, w którą — wobec zwiększonego kąta widzenia z pobliża, zamienił się błyszczący do niedawna sierp pod ich nogami. Ocean nachylił się już za ograniczony nagle widnokrąg — lądy jakieś migały w dole, których okiem niepodobna było chwycić, i naraz — jakgdyby ich orkan kosmiczny porwał! Wpadli w wirującą atmosferę ziemską, — pocisk dotąd nieruchomy napozór, zakołysał się nagle i zwinął, — pod wpływem nacisku powietrza