Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 388.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którzy przebyli już równikowe morze i palą mu chaty i zabijają żony i dzieci... Zaledwie usnąłem, zbudzony tą marą, gdy znowu pokazały mi się postacie moich zmarłych przyjaciół i towarzyszy. Witali mnie pośród siebie i wzywali, abym powrócił do nich z nad grobu O’Tamora, którego szukam. A wreszcie śniło mi się, że mnie wołano ze Ziemi — i to był jedyny głos, któremu odpowiedziała cała moja istota.
Opuszczam to smutne miasto, którego tajemnice dziwnie mi są obojętne, jak wszystko zresztą w tej chwili, kiedy już odchodzę i odbywam ostatnią, bezpowrotną pielgrzymkę...
Zda się, że do skończenia świata nikt już ciszy jego nie zamąci...


Nad grobem O’Tamora — w ostatnią godzinę.

Niech Bogu będą dzięki Najwyższemu: znalazłem drogę i miejsce owo... przeklęte! gdzie po raz pierwszy dotknęła noga nasza księżycowego gruntu, i... błogosławione! skąd posłać mogę na Ziemię wieść o sobie.
Stoję nad trupem starca O’Tamora i dziwię się, widząc, że młodszy jest odemnie, żywego. Lata przeszły nad nim, nie dotknąwszy go, tak jak wiatr lekki przechodzi nad granitowemi skałami. Tu w tej pustce bezpowietrznej niema zepsucia: starzec O’Tamor wygląda tak, jak w chwili, gdyśmy go opuszczali, — patrzy nieustannie w błyszczącą Ziemię szeroko rozwartemi, martwemi oczyma. A ja, którym młodzieńcem odszedł od jego grobu, stoję teraz nad nim z siwą po pas brodą i resztką siwych włosów na wyłysiałej czaszce i z przerażeniem w gasnących oczach...
Za długo żyłem, starcze O’Tamorze! za długo żyłem!...
Działo znalazłem: gotowe jest i niezepsute; czeka na mnie