Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 378.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Tak jest! armata! przy grobie O’Tamora, tam, na pustyni!
Zakołowało mi wszystko przed oczyma; obiema rękami przycisnąłem serce, bojąc się, by mi snadź piersi nie rozsadziło.
Oczy utkwiłem w rąbku tarczy ziemskiej, widnym nad horyzontem, a przez myśl szły mi teraz jakieś szalone błyskawice: podróż, pustynia, armata, strzał, bracia moi ziemscy, ten pamiętnik... a potem szara mgła, roztapiająca w sobie wszystko: zrozumiałem, to śmierć!
Zapomniałem zupełnie, gdzie jestem, co się dokoła mnie dzieje. Oni w oniemieniu patrzyli na mnie, snadź z najwyższem zdziwieniem, ale ja ich nie widziałem. Jak przez sen doleciał mnie tylko głos Ady:
— Odejdźcie, Stary Człowiek mówi ze Ziemią. Wkrótce nas opuści.
Gdym oprzytomniał nieco z pierwszego, piorunującego wrażenia, jakie ta myśl na mnie wywarła, spostrzegłem, że jestem sam.
Zrozumiałem, że to jest objawienie, że muszę iść na pustynię, znaleść armatę, przesłać Ziemi ostatnią wieść i ostatnie pozdrowienie i — jeśli potrzeba — umrzeć na pustyni.
W jakiś czas opowiedziałem Adzie i Janowi o swem postanowieniu; przyjęli to z głowami posępnie spuszczonemi, ale bez słowa oporu, jak gdyby byli na to przygotowani. Pytali mnie tylko, czy powrócę z pustyni? Przyrzekłem im to, choć sam w to nie wierzę, a jak mi się zdaje, i oni nie wierzą. Tylko że ja oczekuję tam śmierci, a oni snadź myślą, że odejdę stamtąd na Ziemię.
O powrocie ich teraz nad morze niema już mowy. Chcą pozostać tutaj aż do chwili mego odjazdu.
Niepokoi mnie to tylko, że gdy ja zabiorę wóz z motorem ze sobą, oni będą mieli tylko psy do zaprzęgu i namiot dla