Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 371.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zem na równinie, urządzają się i robią zapasy, jak gdyby mieli wieki tutaj mieszkać. Czyżby może łudzili się, że zdołają z czasem i mnie nakłonić do powrotu?
Kto wie, czy niema w tem wszystkiem ręki Ady? Coraz więcej zadziwia mnie ta kobieta. Czasem nie wiem już doprawdy, czy mam rzeczywiście z obłąkaną do czynienia, tak mi się jej czyny i słowa w nowem przedstawiają świetle. Bo czyż to nie jest zastanawiające, że ta szalona jest właściwie najrozumniejsza ze wszystkich tutaj urodzonych ludzi?
A zresztą, co mnie to wszystko obchodzi? Wszakże jestem człowiekiem z innego świata, człowiekiem odchodzącym już i tak nad wszelki wyraz, tak okropnie znużonym tem, co przeżyłem.
O! gdyby ci ludzie zechcieli dać mi nareszcie spokój i odejść, pozostawić mnie w samotności!
Ziemio moja, Ziemio! ty nie wiesz, jak mi ciężko żyć bez ciebie i jakbym pragnął już umrzeć! Bodaj jutro, dziś, zaraz...


Cóż ja za bluźnierstwo napisałem! Wczoraj jeszcze pragnąłem umrzeć, a dziś chcę żyć, muszę żyć jeszcze bodaj kilka dni księżycowych — potem niech się dzieje co chce! Szum mam w głowie a jakąś pełnię niewysłowioną i rozkoszną w piersi. Tak jest, tak jest! muszę tego dopełnić, muszę!
Chwała Bogu, że wóz nasz stary mam ze sobą i poddostatkiem zapasów...
A przecież to takie proste! Dziwna, że wcześniej nie pomyślałem o tem!
O Ziemio! o bracia moi ukochani! nie jestem ja tak opuszczony i oderwany od was, jak sam do niedawna jeszcze sądziłem, — mam sposób przesłania wam wiadomości o sobie i — chociażby mi życiem przyszło zapłacić za to, — uczynię to, tak mi Boże dopomóż!