Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 358.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc czemu odchodzisz? — odpowiedziano mi...
Było to pytanie takie proste, a tak straszne zarazem. Czemu ja odchodzę?
Zwiesiłem głowę, jak winowajca, nie wiedząc, co odpowiedzieć.
W głuszy słychać tylko było trzask płonącego domu i głuchy, daleki poryk wulkanu.
Lud się już nie odzywał. Zrozumiał snadź to, co i ja czułem w owej chwili, że odjazd mój jest bezwzględną koniecznością losu, której się daremnie opierać.
— Może powrócę do was jeszcze kiedy. Żyjcie tymczasem w zgodzie i po ludzku — bąknąłem, wiedząc, że kłamię im i sobie.
— Nie wrócisz! — odezwała się milcząca dotąd Ada. A potem, zwracając się twarzą do obecnych, dodała podniesionym głosem:
— Stary Człowiek nas opuszcza!
Było coś strasznego w tym krzyku, który dreszczem przejął wszystkich zgromadzonych.
— Tak być musi! — rzekłem głucho.
W godzinę później znajdowałem się już we wozie, dążąc wraz z Adą i trzema jej bratankami ku północy.
Lud księżycowy nie zatrzymywał mnie nawet, pochylił się tylko z jękiem ku ziemi, gdym wsiadając podniósł ręce, aby go pobłogosławić.


Czwarty dzień księżycowy jesteśmy już w drodze. Słońce, wszedłszy dziś zrana, nie poszło już słupem w górę, ale zatoczywszy się na nieboskłonie, czołga się niemal po nim, rumiane, wzniesione zaledwie parę stopni nad siną linję gór na południowym wschodzie. Znak to, że się zbliżamy do celu podróży. Na