Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 349.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale teraz ruch jeszcze wszędy panuje. Widzę przez okno, jak przed domem Jana krzątają się jego starsi synowie; nieopodal kobiety kończą w pośpiechu gromadzenie żywności przed mającą wkrótce zapaść nocą.
Nie wiem, czy dobrze robię, zatrzymując się jeszcze pośród tych ludzi... Zresztą, niema o czem myśleć: przyobiecałem im, że pozostanę jeszcze.
Ale, pociesz się, stare serce moje! — nie długo już pozostanę! Jeszcze kilka dni, kilkanaście najwyżej długich dni księżycowych, a wyruszę na północ, w Kraj Biegunowy, aby tam już życia dokonać patrząc na Ziemię.
Ci ludzie, wiem, pomni mej obietnicy, będą chcieli iść ze mną. Więc wezmę kilku z nich w tę drogę, niechaj zobaczą Ziemię i niech wracają potem do swych braci — bezemnie.
Zbyt wielka tęsknota mnie ciśnie. Żałuję nawet żem uległ i obiecał pozostać tu jeszcze, a jeśli się czasem czego obawiam, to tylko, aby mi sił nie zabrakło i życia odejść stąd w tę krainę, gdzie będę miał Ziemię przed oczyma!
Ale nie! siły moje wystarczą jeszcze, wystarczą! Dziwię się czasem sam niespożytości swego organizmu. Toż to kilkanaście lat brakuje mi już tylko do setki, a zda się, że każdy dzień, miast wyczerpywać me siły i nadwątlać zdrowie, hartuje mnie tylko coraz więcej...
I znowu myślę mimowoli o owem śmiesznem a przestraszającem podaniu, rozpowszechnionem wśród tutejszego ludu, że ja nigdy nie umrę...
Przestraszająca, okropna myśl! — bo niestety, tylko fizyczna natura człowieka może się przyzwyczaić do tego, co jest z nią sprzeczne, dusza przenigdy! Ból mój i tęsknota moja nie tylko że nie zmniejszają się z latami, ale owszem rosną wciąż bez ustanku, nadmiernie...