Strona:PL Jerzy Żuławski-Na srebrnym globie 184.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dyś, pięknej, namiętnej, pewnej siebie a czasem wzgardliwej, i czułem równocześnie, jak mi wzbierało w piersi jakieś morze bezbrzeżnej czułości dla tej tak dobrej, a tak biednej istoty. Miałem ochotę przesuwać zwolna a lekko rękę po jej włosach i mówić jej, że gotów jestem zrobić wszystko, co leży w mej mocy, wyrzec się wszystkiego, czegobym mógł żądać, aby tylko ona choć trochę była przez to szczęśliwsza, — z wdzięczności jedynie za to, że ją mogę widzieć.
Na Ziemi śmianoby się z takiej miłości; ja, gdy dzisiaj o tem myślę, jestem tylko smutny, bo widzę, żem nic dla niej nie zdołał uczynić, choć zrobiłem największe, na jakie mnie stać było, poświęcenie.
A wszakże, jeśli żyję, jej to jedynie mam do zawdzięczenia. Gdym wówczas, na przełęczy pod Barrowem zapadł w gorączkę, jej tylko starania przywróciły mi zdrowie i dzisiaj myśl o niej utrzymuje mnie przy życiu. Myśl to bolesna, ale tam na biegunie była jeszcze odemnie daleka, nie przeczuwałem nawet jeszcze, jak się wszystko ułoży i dlatego mówię, był to najszczęśliwszy okres mego życia na Księżycu. Martę miałem wciąż przy sobie. Póki byłem chory, czuwała nademną; gdym już wyzdrowiał, odbywaliśmy razem wycieczki po dolinie, szukając ślimaków na obiad, albo zbierając wonne zioła, którymi ona potem stroiła wnętrze namiotu.
Kiedy siły odzyskałem już w zupełności, wspinałem się z Piotrem na góry, aby zobaczyć słońce i ogromny, blady krąg Ziemi na nieboskłonie, aby spojrzeć ciekawem okiem na kraje nieznane i tajemnicze, nigdy wzrokiem ludzkim niedosiężone, w które mieliśmy się zapuścić. Marta pozostawała wtedy w namiocie; był to czas, kiedy trud mógł jej już zaszkodzić.
Podczas jednej z takich wycieczek Piotr pokazał mi z góry drogę, którędy przybyliśmy na tę dolinę i opowiadał o niesły-