Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łoże wspólnego pożycia. A jak pęknie? Wszak pękają już w grocie mebelki nowiutkie, gratki cacane.
Wszedł pan Pichoń do swojej cukierni, przed bufetem i umiłowaną niewiastą przystanął i ponuro zagadnie:
— Kiedy wreszcie będzie jakie dziecko? Ani śladu niema, co?
Głośno, głośno skrzecząc, pryskają zeschłe, znużone mebelki, ale pani Honorcia nie rozumie, nie zważa.
— Coś także! — burknie — niema i nie będzie. Widział kto? z dziećmi każe mi się babrać. Jeszcze czego!
— Hm — moja kochana, to wcale niedobrze, bo ja mam właśnie śliczne i całkiem poważne wiadomości...
— Co takiego? czyś ty oszalał?
— Mam, kochaneczko, wiadomości ze studni. Aha! a widzisz? Ale czas najwyższy, trzeba się zbierać, jakiegoś bachora koniecznie skądeś wytrzasnąć, może jaki podrzutek, znajda, gdzieś, coś i umykajmy, powiadam ci, umykajmy, żeby potym nie było za późno.
Sam wszystko złagodzę i co tchu machniemy. Wiesz, co cię tutaj czeka? Lada chwila może z głodu zawyć żarłok i kipniesz. Ani się oglądniesz. Los straszny. Znam ja osobiście żarłoka, ziemi zarządcę. Przecież nieraz ci o tym w nocy do ucha szeptałem. Kupczyk pospolity, dzierżawca. Wiecznie głodny. Miło to dostać się w jego łapy. Pożre i w tym cała przyjemność. Że też ty tego nie pojmujesz? A my, a my