Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ciamkała, a pan Pichoń bez przeszkody z prorokami mógł gawędzić.
Trudno było z nich cokolwiek wydobyć. Jakby się zatrzymali w łaskawych wyznaniach. Trzeba było stalowej wiary ucznia wieczności, by takie postępowanie wyrozumieć. On jednak dobrze wiedział, że wszystko się wstrzymało dla dobra Honorci, zanim w tajemnicę nie wejdzie. Cieszył się, że tak jasno przejrzał i życzenia ich wypełnił.
Wziął niewiastę, pokolenie będzie. A wówczas wszystko naraz wypowiedzą, bo i warto będzie. Któżby chciał zbawiać jednego człowieka i po co? Niechaj cud na potomstwo przejdzie. Już go żadne nie zmyli milczenie, kiedy zadany jest początek. Już się tylko weseli, weseli...
I wracała do miasta dostojna para z głębokich rozmyślań. Wzgardą mierzyli złośliwych facetów w cylindrach, chichot panien sklepowych, czy podejrzliwe stójkowych łypanie. By zaś na zawsze usunąć obawy o trwałość mienia Honorci, wstąpili do urzędu, gdzie wszystka oszczędność pracowitej kobieciny została przepisaną na nazwisko przyszłego jej męża. W ten sposób usunęli grozę ściągnięcia przeogromnej grzywny z bezbronnej ofiary. A w sercu pani Honorci jeszcze bardziej utyła wdzięczność dla ulubieńca za wybawczą poradę.
O zmroku kończyli wędrówkę po mieście. Z żalem przerywał pan Pichoń zbawcze pouczanie. Przed jej domem wzorowo i widocznie się rozstawali. Pocałunek na rękawiczce składał, a ona, tłumiąc wzrastającą z dnia na dzień ku niemu namiętność, w dzie-