Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/78

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

starzec ludzki z pannic wesołym orszakiem. Strojne hajduki zapalili smolne pochodnie i zasiadło do uczty dostojne grono. Studziennym ziewem patrzą spleśniałe oczodoły starca. Rozchybotany czerep czaszki dwie kochanice w śnieżne wzięły dłonie, ssąc zastygłą strawę, dwie do wybiegłych przypadają jelit, strojąc je w girlandy niezapominajek. A jedna dziewa buzdygan dzierży rdzawy, druga strzaskaną buławę, trzecia kajdanki. I nucą sobie, ucztując, o sławie wojenki, o raju kochania, o rzekach krwi młodej i o zdradliwym owym słonku złota. Starzec jęka zcicha.
Niby od czadu słodkiego osłabły, drżący z przerażenia, zagaduje pan Pichoń czule i nieśmiało:
— Kto jesteś, panie?
Dziewki, jakby spłoszone, na rozranionym karczydle porzuciły czaszkę i pierzchają. Słychać charczący głos starca, niby wichury gwizdanie:
— Synu ziemi mojej, po głosie cię poznaję!
Pan Pichoń o mało nie spadł z własnej wysokości.
— Więc ty jesteś panem, władcą ziemi naszej?
— Jenom kupił, już dawno, kupił dla uciechy i zabawy.
— Czemuż więc jękasz, możny panie?
— Synu, głód mię trawi od chwili, kiedy zawładnąłem wami.
Zdziwienie, gdyby mieniąca się łątka, usiadło na rozchylonych ustach pana Pichonia. Nie wiedział, jak należy przyjmować powiedzenia tajemniczego straszydła. Czy chwytać sens prosty, czy domyślać