Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wielce się uradowała i kazała ruszać. Ściskając dłoń moją na pożegnanie, zapowiedziała: „Wrócę z Fryderykiem!“



Żyję ja jeszcze, żyje twoja matka, a mauzoleum już gotowe na kępie. Samotny błądzę nieraz śladem twoich ścieżek po parku. Z brzegu spoglądam ku kępie, jak wokół twego grobowca zabawiają się w słońcu cudze, chore dzieci, którym oddałem całą mą majętność. Stary paw czuwa na szczycie cyprysu, a ja wsłuchuję się w ten jedwabny szczebiot i czuła łagodność oczy mi przyćmiewa.
Wówczas modlę się gorąco do królewny­‑dziecięcia, modlę się bez słów. I w tym cała moja pokuta, w tym jedyna radość.
W ponure pustkowia czuwanych północy zachodzisz, Medi, niekiedy, ale dlaczego zawsze taka surowa, dlaczego nigdy nie przemówisz? Zasiadasz w lektyce, na rękach tej dziwnej, obnażonej wróżki i, włożywszy koronę na główkę, zasłaniasz rączką twą plamkę i patrzysz we mnie zimno, obojętnie. I wydajesz mi się być jeno znanym obrazkiem na odpustowym szkaplerzu. Gdy zaś nadchodzi czas i z kępy wypada przeciągłe wołanie, terakotowi murzyni wnet się ożywiają i, chwytając lektykę, unoszą cię z powrotem. A jabym tak pragnął podbiec ku tobie i przemówić, usłyszeć głos twój i słowo litosne. Lecz, zawsze samotny, pozostaję i drżę.