Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Najlżejszy pyłek dostrzegał, usuwał najdrobniejszą skazę w uprzęży. Sługusi, którzy w zawodzie swoim już siwieć zaczęli, kornie uchylali czoła przed bacznością pańską. Pryncypał zaś, jak gdyby mu nie dość było strasznego bogactwa, żałował sobie wszelkiego spoczynku. W kantorku skromny spożywał posiłek i wnet się zanurzał w głębokich szufladach, gdzie ułożono składowe części parady. Na popołudniowe wyprawy potrzebne szczegóły wydzielał, rozkładał. Zapamiętywał ilość stopni, na których spoczną mary, wybierał draperje, obicia, krzewy fikusów, oleandrów, świeczniki, gromniczne kandelabry.
Wszystko w grupach złożone oczekiwało na zapotrzebowanie i nigdy nie zaszła pomyłka, nie powstało zamieszanie, choć ruch był szczęśliwie niemały.
Obóz żołnierzy sławnej śmierci, rozbity w obszernym podworcu zakładu, nosił cechy zgoła romantyczne, ufnością w zwycięstwo napawał. Wytaczano powozy, przyprzęgano konie, w szatniach gziła się służba, wdziewając zamówione stroje. Jakby na larmę wielką porywały się w ciąg wędrowny roty błędne, smutne. Łogosze tu i ówdzie butnie rżały. Każdy z nich zwyczajny bezkrwawego boju i ckni sobie długie przystawanie. Gdzieniegdzie jeszcze kuźnik co przyprawi czy rymarz dołata. I wydłużą się w szereg bitny, zwarty, ustawieni pod stajennemi framugami. Trwają w cichości. Jeno nasuwniami końskiemi wiatr nigdy nieprzestanny pomiata.
Trzy ćwiertki na trzecią ogłosiły zegary. W dziedzińcu załomotało. Gwałtownym stąpaniem kondo-