Strona:PL Jaworski - Historje manjaków.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na równe nogi przystanął. Przed nim zbawca, ziemski wielkorządca. Znajomy, tylko od ostatniego spotkania uległ stanowczej zmianie na korzyść. Jeno blizny świadczyły o dawnych ropieniach, a purchawa główka trzymała się na swoim miejscu, lekko przez podmuchy wiatrów kołysana.
Również towarzystwo kochanic zachowało się całkiem przyzwoicie, a w zwiększonym gronie ze zdumieniem odnalazł pan Pichoń swoją Honorcię. Skancerowany, zmięty wskutek przedśmiertnych szamotań, ocucił się i pokrzepił na widok tak schlebiającego odznaczenia. Głos żarłocznego starca, wielce złagodniały, przebierał wśród tonów najbardziej serdecznych. Dziękował przedewszystkim swojemu uczniowi za przysłanie rozkosznej żoneczki, którą, jako znawca ukrytych wartości, zaraz po przybyciu przy boku zgłodniałym zatrzymał, obiecując sobie po niej wiele przyjemności na przyszłość. Odwzajemniając się za ten prawdziwie obywatelski uczynek, ocalił zasłużonego Pichonia od nieuchronnej zagłady, co się nawet wyraźnie zasadniczym prawom apetytu wieczystego sprzeciwiało. Wśród miłego ćwierkania przeszedł cały orszak na bezpieczną groblę, gdzie wszyscy na zaproszenie staruszka wsiedli do pojemnej karocy, by odwieźć na ziemię zbawionego człowieka. Jazda była szybka i przyjemna. Wielkorządca ujmował gościa swą wyrozumiałością, z upodobaniem zezwalając stęsknionym małżonkom na ponętnie wyuzdane umizgi. Honorcia stała się powabną, jak przedtym nigdy.
Nasycony, mógł pan Pichoń z uwagą słuchać