Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nowi jego świat wewnętrzny, nie znajduje oddźwięku wśród otoczenia.
Może go nieraz zburczano lub odepchnięto podejrzliwem pytaniem.
— Czego ty się tam kręcisz, co ty tam ciągle majstrujesz? Nie ruszaj, bo zepsujesz. Idź w tej chwili do pokoju.
Więc ukradkiem, w tajemnicy pracował, wreszcie otworzył.
Czy zwróciliście uwagę, jak często, gdy rozlega się dzwonek, słyszycie prośbę:
— Ja otworzę!
Po pierwsze, zatrzask drzwi wejściowych jest trudny, po drugie: poczucie, że tam za drzwiami stoi dorosły, który sam rady sobie dać nie może i czeka, aż on — mały — mu pomoże.
Takie maleńkie tryumfy święci dziecko, które już śni o dalekich podróżach, które w marzeniu jest Robinzonem na bezludnej wyspie, a w rzeczywistości szczęśliwe, gdy mu pozwolą, wyglądać przez okno.
— Czy umiesz sam wejść na krzesło?
Czy umiesz skakać na jednej nodze?
Czy możesz lewą ręką łapać piłkę?
I dziecko zapomina, że mnie nie zna, że będę gardło oglądał, że mu zapiszę lekarstwo. Poruszam to, co góruje nad uczuciami zażenowania, strachu, niechęci, więc odpowiada radośnie:
— Umiem.
Czy widzieliście, jak niemowlę długo, cierpliwie, z znieruchomiałą twarzą, uchylonemi ustami i skupieniem w oczach, wkłada i zdejmuje pończochę albo pantofel? To ani zabawa, ani naśladownictwo, ani bezmyślne zbijanie bąków, a praca.