Strona:PL Janusz Korczak - JKD - Dziecko w rodzinie.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

knąć trudności. Ile razy wychowawca współczując, musi tłumić swe dobre uczucia, musi poskramiać wybryki, by zachować karność czynów dziecka, choć niema jej w myślach. Tu wystawione bywa na ciężką próbę duże przygotowanie naukowe, duże doświadczenie i równowaga.
— Ja rozumiem i przebaczam, ale ludzie, świat nie przebaczą.
Na ulicy musisz się zachowywać przyzwoicie, powściągać od zbyt burzliwych przejawów wesołości, nie dawać ujścia atakom gniewu, powstrzymywać się od uwag i sądów, starszym okazywać szacunek.
Bywa trudno, ciężko przy dobrej woli i myślowym wysiłku; a czy dziecko znajduje warunki bezstronnego rozważania w domu rodzinnym?
Jego lat 16, to rodziców lat z górą 40, wiek bolesnych refleksji, niekiedy ostatni protest własnego życia, chwila gdy bilans przeszłości wykazuje wyraźny deficyt.
— Co ja mam z życia? — mówi dziecko.
— A co ja miałam?
Przeczucie mówi, że na loterji życia i ono nie wygra, ale myśmy już przegrali, gdy ono ma nadzieję i dla tej złudnej nadziei rwie się w przyszłość, nie dostrzegając obojętne, że nas grzebie.
Czy pamiętacie tę chwilę, gdy gaworzeniem zbudziło was ze snu wczesnym rankiem? Wtedy zapłaciliśmy sobie za trud pocałunkiem. Tak, za piernik otrzymywaliśmy klejnot uśmiechu wdzięcznego. Pantofelki, kapturek, śliniaczek, takie to wszystko tanie, miłe, nowe, ucieszne. A teraz drogie wszystko, niszczy się szybko, a w zamian nic, nawet, dobrego słowa. Ile to—to zedrze zelówek w pogoni za ideałem, jak szybko wyrasta, nie chcąc nic nosić na wyrost.
— Masz na drobne wydatki…