Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 308.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Waleczny Menelaus; bo, wierzę, co wadzi
Znowu się z nim skosztować? czy ten lepiej radzi,
Co doma zostać kaźe? takież i ja tobie
Toż radzę, abyś śmierci nie przyspieszył sobie. —
Na to jej odpowiedział Paris temi słowy:
Nie używaj przeciw mnie uszczypliwej mowy;
Mnie teraz Menelaus z Minerwą pochodził,[1]
Ja go potem, bom się też nie bez Boga rodził.
Ale siądź oto przy mnie w spólnej życzliwości,
Bom nigdy nie czuł w sercu takowej miłości,
Ani kiedym cię naprzód w nawach wodopławnych
Z lacedemońskich sam niósł onych krajów sławnych,
I nocował na wyspie, morzem otoczony,
Jako teraz ku tobie jestem zapalony. —
To rzekł, ali wnet siadła żona podle niego,
I tak już oni wczasu używali swego.
A Menelaus to tam, to sam, jakoby lew srogi
Biegał patrząc, gdzie przepadł Paris prędkonogi.
Ale w trojańskiem wojszcze nie był człowiek żywy,
Coby go był mógł tobie, Menelae chciwy,
Ukazać; a pewnie go z miłości nie kryli,
Bo mu nieprzyjacielem równo wszyscy byli.
Do tych król Agamemnon mówił słowy temi:
Słuchajcie mię, Trojanie, z pomocniki swemi,
Widzicie, co się stało z Parisem i z wami;
Jedźcież, a wydajcie nam Helenę z rzeczami,
I nagrodę uczyńcie równym obyczajem,
Czego będzie wiecznie strzegł rodzaj[2] za rodzajem. —
To mówił Agamemnon a inszy Grekowie
Przestawali na jego wyrzeczonej mowie.




  1. zwalczył.
  2. pokolenie.