Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 274.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
ANDROMEDA.


Bo tamże Andromeda blisko nieszczęśliwa,
Której światłość w pozny czas nocny, niewątpliwa,
Taką ma świetną głowę, tak znaczne ramiona
I nogi, sama jasnym płaszczem ogarniona.
Ale przedsię i w niebie jest w swej dawnej męce,
Bo i tam ma do skały przykowane ręce.


KOŃ.


Nad nią jest Koń skrzydłaty; jej warkocz pleciony
Z jego brzuchem jest jednym płomieniem spojony.
Ku tej gwiaździe trzy drugie Koniowi należą,
Które na jego bokach cztermi kąty leżą, —
Jasne i wielkie; głowa nie tak jasno gore,
Ani szyja, choć wielka czeluść ma tak spore
Światło, że może zrównać z gwiazdami pierwszemi,
Których czterzy Koń niesie znacznych przed inszemi.
Ale u niego czterech nóg patrzać nie trzeba,
Bo tylko przednie członki ukazuje z nieba.
Ten to Koń (co chcą ludzie mieć za rzecz prawdziwą)
Na wielkim Helikonie wzbudził wodę żywą,
Który przedtem suchy był, lecz skała kopytem
Uderzona, strzeliła strumieniem obfitem.
Koniów zdrój i dziś zowią; ten z kamienia płynie,
Lecz Koń między gwiazdami na powietrzu słynie.


SKOP.


Tamże są prędkie nogi Skopu rogatego,
Który, ścieżkami bieżąc koła nawiętszego,
Kosmatej Cynozury przedsię nie zostaje;
Sam, by więc przy miesiącu, tępe światło daje.