Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 199.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Głupi ojcowie naszy nie porozumieli
W Egipcie cudów twoich; niedługo pomnieli
Wielkiej Twej łaski, bo wnet nad morzem czerwonym
Szemrali niepotrzebnie przeciw przełożonym.
Przedsięś Ty swoję możną rękę miał nad nimi,
Chcąc, aby była między narody wszytkimi
Znaczna Twoja wielmożność; Twym fukiem surowym
Morze wyschło, a oni gościńcem gotowym
Między dwa wodne mury słony bród przebyli,
Tak, jakoby po suszy nalepszej chodzili.
Tam z nich dopiero jarzma ciężkie są złożone,
A ich nieprzyjacioły, tropem zagonione,
Wracając się na miejsce swe, morze zalało
Tak, iż ani posłańca z klęski nie zostało.
Ci też dopiero słowom Pańskim uwierzyli
I moc Jego w pieśniach swych do nieba wznosili.
Urychlili[1] zaś nazbyt, prędko zapomnieli
Dobroci Jego, ani rady czekać chcieli.
Dali się niebożęta uwieść swej chciwości
I doświadczali Pańskiej w pustyniach możności.
A Pan wszytko uczynił wedle ich żądania,
Ale przedsię nakoniec nie uszli karania.
Ciż, ruszeni zazdrością, przeciw Mojzeszowi
I mówili surowie przeciw Aronowi.
Ale zbór niespokojny i sprzeczne hetmany
Częścią ziemia pożarła, częścią niesłychany
Ogień niebieski spalił. Tak znaczne przykłady
Gniewu Pańskiego widząc, prze swe płoche rady,
Nic się nie polepszyli i owszem ulali
Złotego cielca sobie, przed którym klękali.

  1. pospieszyli się.