Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 146.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Do tegom się ja uciekł czasu trudności,[1]
Do tegom ręce ściągał w nocne ciemności.

Dusza natenczas ani cieszyć się dała,
Ale do Pana tylko z płaczem wzdychała;
Woławszy, narzekawszy, głosu nie staje,
Sen troski widząc, indziej skrzydła podaje.

Przychodziły mi na myśl dawniejsze lata,
Co dla swych za pierwszego Pan czynił świata;
Wspominałem swe wdzięczne pieśni, któremi
Litość Pańska nademną znaczna ma ziemi.

I myśliłem w sercu swem: Takżem na wieki
Już wypadł ja nieszczęsny z Pańskiej opieki?
Ani się już da przywieść, aby smutnemu
Łaskę jeszcze okazał słudze swojemu?

Czyli już miłosierdzie Jego ustało,
Czy się wiekuistego słowa przebrało?
Czy zgoła Pan zapomniał, co to żałować?
Ani łaski w gniewie swym chce okazować?

Co mówię? — ręka Pańska niesie odmiany;
Ja przedsię, jakomkolwiek jest sfrasowany,
Nie zapomnię wyznawać Twojej mądrości,
Twoich czynów ozdobnych, Twej wielmożności.

Wspomionę Twoje sprawy niewysłowione,
Sprawy dawne, rozumem nieogarnione;
Będę rozważał Twoje postępki święte,
Będę powiadał sądy Twe niepojęte.

  1. w biedzie, utrapienie.