Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 082.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


Przełóż i ja okrutną chorobą złożony,
Do Ciebiem się uciekał, Boże Nieskończony!
Użyj, Panie mój, użyj nademną litości,
Uzdrów duszę, która zna do siebie swe złości.

By w chęć nieprzyjacielską, dawnom ja zginiony.
Będzież (mówią) ten kiedy dzień błogosławiony,
Że go leżąc na marach ostatnich ujźrzemy,
A tem wdzięcznem widziadłem oczy napasiemy?

A jeśli który kiedy nawiedzać mię przyszedł,
W serce niechętne jadu nazbierawszy, wyszedł
I podawał mię ludziom, o mem złem szeptali,
Na moję śmierć już, jako napewną, kazali.[1]

Znać (powiada), że go Pan za grzechy chce skarać,
I on nędznik o zdrowie prozno się ma starać;
W tak dobrą się godzinę obalił na łoże,
Że z niego żadną miarą powstać już nie może.

Aż i ten, któregom ja tak był umiłował,
Żem, jako nabliższego brata go szacował,
W którymem miał nadzieję, który chleb mój jadał,
Ten w radzie nieprzyjaciół moich jawnie siadał.

Ale Ty się sam zmiłuj, Ty mię dźwigni, Panie!
Owa im też odmierzę, jako za ich stanie.[2]
To był mój głos, a ztąd znam, że mię liczysz swoim,
Żeś mię nieprzyjaciołom nie dał w pośmiech moim,

  1. przepowiadali mi śmierć.
  2. jak się zasłużyli.