Blizny znowu mych dawnych ran się odnowiły,
Zatajone plugastwa znowu przystąpiły,
Skurczyłem się, nieborak, znędzniałem okrutnie,
Cały dzień chodzę, wzdychając smutnie.
Wszytki we mnie wnętrzności gorają, a ciało
Od wirzchu głowy do stóp ostatnich schorzało;
Udręczonęm, wzgardzonęm;[1] owa ryczeć muszę,
Mając tak barzo strwożoną duszę.
Jawna jest żądość[2] moja Tobie, wieczny Boże!
I płacz mój uszom Twoim tajny być nie może.
Trwoga serce me zjęła, gasną we mnie siły,
Oczy, i ty[3] swe światło straciły.
Bliscy moi zdaleka na mój ból patrzali,
Powinowaci zgoła wszyscy mię nie znali,
A zły człowiek tymczasem czynił o mnie radę
I mówił, co chciał, i zmyślał zdradę.
A ja, jako kto głuchy albo komu mowa
Nie służy, anim słuchał, anim przerzekł słowa:
Byłem jako głuch, albo ten, co dotknion słowy,
Nie ma nieszczęsny w uściech odmowy.[4]
Panie, w Tobie nadzieję kładę, Bogu swoim,
Ty Bądź łaskaw mej prośbie, a nie daj mię moim
Nieprzyjaciołom w pośmiech; w tem oni lubują,
Gdy moje nogi namniej szwankują.
Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 076.jpeg
Ta strona została przepisana.