Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.3 059.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kogo wieczór zafrasuje,
Tego rano umiłuje.

Mnie poprawdzie szczęście było
Tak dalece już zbłaźniło,
Żem śmiał rzec: W tej klubie stoję,
Ze się odmiany nie boję.

Panie, Twoja łaska była
Mnie tak mocno utwierdziła;
Ale skoroś twarz odwrócił,
Wneteś moję hardość skrócił.

Cóżem ja miał począć sobie,
Jedno głos podnieść ku Tobie?
Co za korzyść, mocny Boże,
Mego zginienia, być może?

Żalić proch cześć będzie dawał,
Albo Twą dobroć wyznawał?
O Panie, racz się zmiłować,
A mnie smutnego ratować.

Użyłeś zwykłej litości,
Obróciłeś płacz w radości:
Zjąłeś ze mnie wór żałobny
A włożyłeś płaszcz ozdobny.

Przeto Cię wesoła wszędzie
Lutnia moja wielbić będzie;
Twoja chwała, wieczny Panie,
W uściech moich nie ustanie.