Strona:PL Jana Kochanowskiego dzieła polskie (wyd.Lorentowicz) t.2 127.jpeg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale iż pospolitej ustąpić potrzebie
Swoja własna rzecz musi, jedź w dobrą godzinę,
A bywaj zaś, póki się łzami nie rozpłynę.
Dalej żal nie dopuścił i płacz znakomity,
Który jej z oczu płynął, jako deszcz obfity.
A Tęczyński, łzy także właśnie ocierając,
I, jako mógł, serdeczną żałość okrywając:
Panno, bądź dobrej myśli, bo, by[1] wszytkie siły
Wietrzne i morskie zaraz[2] na mię się zmówiły,
Nie zatrzymają mego żadną miarą biegu,
A ja się wrychle muszę stawić na twym brzegu.
To rzekł, a całowawszy rękę jej uczciwą,
Wsiadł prosto na okręt swój, tamże kotew[3] krzywą
Żeglarze i pobrzeżną linę odwiązali,
A od brzegu wysoką nawę odbijali.
Teraz się napatrz, panno, kogo widzieć żądasz,
Kto wie jeśli go potem na wieki oglądasz?[4]
Siła nieszczęście może, a nasze rozmysły[5]
Na wyroku niepewnej fortuny zawisły.
Póki go widzieć mogła, oczy w nim trzymała,
Potem na same tylko już żagle patrzała;
Nakoniec, kiedy i on, i żagle zniknęli,
Ledwe na poły żywą słudzy z brzegu wzięli.
A ty, Tęczyński, nosząc swój zastrzał[6] w skrytości,
Szedłeś łodzią po wierzchu morskiej głębokości,

  1. chociażby.
  2. razem.
  3. kotwicę.
  4. oglądać będziesz.
  5. zamysły.
  6. pocisk.